Nie obiecuję niczego, jeśli chodzi o moje komedie. Naprawdę. Znaczy chcę trochę rzeczy pokończyć, ale jakoś nic mi nie idzie. Księciunia mam pół. No może trochę więcej. Co z tego, skoro nie potrafię dopisać tych kilku składnych zdań, by opublikować rozdział?
Jakoś to nie jest to samo, co wcześniej. Nie potrafię chyba tego pisać. Coś odeszło, przeszło, wróci, nie wróci - nieważne. Męczę się tylko na tym opowiadaniu, coraz częściej myślę, by to rzucić, ale odzywa się moja ambicja, która podpowiada mi, że przecież muszę to skończyć. Dla tych wszystkich ludzi, którzy to czytają.
Byłam pewna, że jeśli będę miała jakąś odskocznię od tych porąbanych opowiadań, to prędzej mi to pójdzie, ale utknęłam na etapie: " napiszę kolejną wadę". (kto czyta idealne wady, ten wie, o czym mówię). Tylko tam bym siedziała, na niczym więcej.
Nie wiem. Niby rok szkolny się skończył, ale ja nadal siedzę nad podręcznikami (dziwna jestem, co?). Od nowa przerabiam całą historię, wos, matmę, idę dalej z francuskim, a grubości moich lektur - delikatnie mówiąc - nieco mnie przerażają.
Jeśli zdarzy się szeroko pojęty cud - skończę coś w lipcu, pewnie Julkę. Jeśli zdarzy się drugi cud - przez wakacje wymęczę Najwyższego. Jeśli utknę na takim właśnie etapie, kolejny rok szkolny będzie polegał na tym, że Angelę i Jakę zawieszam na czas nauki (wrócę tam po maturach), a jestem obecna na jakiś czas tylko na Idealnych Wadach u Rozalii i Kamila. Musicie mi to niestety wybaczyć.