czwartek, 17 marca 2016

Powrót?

No cześć.
Chyba wracam po tak długim okresie milczenia. Przez te kilka miesięcy regularnie komentowałam tylko jednego bloga, na więcej nie miałam ani siły, ani czasu. Mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie, gdyż to nauka, a nie moja radosna twórczość, była na pierwszym miejscu.
I opłacało się. Pierwszy semestr ponad miesiąc temu zakończyłam z całkiem niezłymi wynikami, choć nie obyło się bez minimalnych potknięć, które momentalnie zostały skorygowane. A teraz? Teraz się nudzę, potwornie! Mam tyle wolnego czasu, że szkoda gadać, dlatego poważnie zaczęłam zastanawiać się, czy od przyszłego roku akademickiego nie połączyć sobie z tym prawem drugiego kierunku. Może administracji? Kto wie, co mi z tego wyjdzie, wszakże najpierw muszę zdać prawo rzymskie, logikę.. 
informatykę.

Także ten.
Czasu mam więcej, bo nie mieszkam już w akademiku. Powiedzmy, że dla osoby, która miała plany się uczyć, było tam za głośno, spać się nie dało, no mniejsza. Teraz jestem w milutkim mieszkanku, 6 minut autobusem od wydziału. Jest ciepło, cicho i przyjemnie.
Może widzieliście już moje próby powrotu. Zapominajki będą skoczne, tym razem nie psychologiczne, choć może troszkę, zobaczymy, bo nie mam jeszcze konkretnego planu na to opowiadanie. Postaram się rozdziały dodawać regularnie, co jakieś 2 tygodnie. 
Może tym razem nikt tam nie umrze.
Będę pisać troszkę inaczej, bo i Madzia się troszkę zmieniła. Między innymi ścięłam swoje długie loki. Do tej pory nie wiem, co mi przedwczoraj odbiło. 
I nauczyłam się troszkę gotować! To dopiero cud.
Studia zmieniają człowieka.
Buziaki, słoneczka! :*

wtorek, 17 listopada 2015

O wszystkim i o niczym.

Okej, minął już ponad miesiąc od ostatniego wpisu, więc wypada zdać relację z tego co i jak.
Raczej nic pisać na chwilę obecną nie będę. Aczkolwiek przyznaję - miałam pewien plan co do dzieła mojego życia - Wojtka. Plan, którego w tym momencie nie zdradzę, ale jeśli uda mi się zrobić z tym to, co sobie umyśliłam, będę szczęśliwa.
No ale wiadomo, człowiek tak naprawdę na nic nie ma czasu, kiedy siedzi się prawie od rana do wieczora na uczelni. A do tego zapowiadane są kolejne kolokwia, co coraz bardziej wyłącza mnie z twórczości literackiej. W sumie powiecie pewnie - "Ty już od dawna niczego nie publikowałaś.", w sumie coś w tym jest, ale wiecie co? Przynajmniej miałam kiedy się nad tym zastanowić, a teraz mam z tym ogromny problem. Co oczywiście nie oznacza, iż rzucam pisanie, nie! Po prostu może nie będzie mnie tam, gdzie trzeba (czyli na Bloggerze), niemniej swój misterny plan postaram się w spokoju, powolutku realizować.
O ile łacina mi na to pozwoli i nie odbierze resztek mojego drogocennego czasu.
A tak mniej więcej teraz się dzieje. Czas liczę od piątku do piątku. I wcale nie dlatego, że to początek weekendu, nie. Po prostu wtedy są te zajęcia. Zabawne? Ani trochę.
W czwartek kolokwium z "Legal English", tylko coś około 500 słówek. Co to jest, no pewnie, iż nic. Powiedzmy, że teraz potrafię już z... 300. Będzie dobrze, wszakże to tylko angielski. Jakoś pod koniec listopada kolejne z Historii prawa polskiego, a w grudniu z... łacińskiej terminologii prawniczej. To będzie niezmiernie ciekawe.
I tak siedzę, z bolącym gardłem, patrzę przed siebie, na wolne łóżko (gdyż współlokatorki od dawna już nie ma, bo znalazła sobie gniazdko na mieście) i tak sobie myślę, że jeśli nie zostanę prokuratorem, to będę pracowała w służbach specjalnych. Dzisiejszy wykład z organów kontroli państwowej i ochrony prawnej tak mnie natchnął. Interesujące? Macie rację, też tak sądzę.
I tylko boję się, iż nie będę miała jak obejrzeć skoków, bo mój Internet chodzi jak chce. Gdzie tu sprawiedliwość?
Ale jestem dobrej myśli, być może zdarzy się cud.
Buziaki, słoneczka! :*

piątek, 16 października 2015

Nieoceniony talent.

Tak, nieoceniony talent Madzi.
Spanie.
Bo wytłumaczcie mi, jak może budzik nie zadzwonić akurat wtedy, kiedy trzeba? W tym przypadku akurat sprawa ma się poważnie. Bo nie pojechałam tym samym na łacińską terminologię prawniczą. Kurczę. A nie można mieć żadnej nieobecności, a jeśli takowa się zdarzy, trzeba iść na dyżur. Już mi się robi słabo na samą myśl, ale cóż. Nic nie poradzę. Jak trzeba, to trzeba i już.
Ale w sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - pojadę sobie do domu, bus jest o godzinie 15:50 bodajże. I mam ogromną nadzieję, iż dojedzie do Siedlec na podaną w rozkładzie 18:28, a może nawet wcześniej, bo ostatni autobus do domu mam o 18:30. Fantastycznie, nie?
I pójdę sobie na grzyby.
I pouczę się łaciny znowu. Tylko łaciny. Samej łaciny. Nic innego nie zabieram.
A przy okazji z domu zgarnę sobie Konstytucję, która jest mi potrzebna na Prawo międzynarodowe publiczne.
W gruncie rzeczy mogłabym teraz zacząć pisać esej na doktryny polityczno-prawne. Ja Wam mówię. Wygram ten konkurs i będę zwolniona z egzaminu. Chociaż jednego. Bo reszta zapowiada się bardzo kolorowo... A wf w szczególności, ale to lepiej przemilczę :D
Dobra, to by było na tyle, jeśli chodzi o żalenie się Madzi.
Buziaki, słoneczka moje! :*

niedziela, 4 października 2015

Rozpoczynając studia...

Kto mieszkał w akademiku, ten mniej więcej wie, jak to wygląda. Bo właśnie Wasza Madzia w takowym miejscu jest. I niby nie mam się zbytnio na co skarżyć. Niby standard pokoju jest fajny, niby każdy ma oddzielną łazienkę a jedynie wspólną kuchnię... I niby fajna współlokatorka. Dobrze, że w kolejce się zgadałyśmy, bo mogłoby trafić dużo gorzej, naprawdę. Ale wiecie co? To jest jakieś takie.... Nie moje no. Kompletnie nie moje.
Niby cisza nocna, a na korytarzu śmiechy. Spać nie można, za oknem hałasy, bo ruchliwa droga. Kurcze... Tylko dwie cerkwie widać z jednego okna. Poważnie.
Nie moje jest też to całe przemieszczanie się komunikacją miejską. Przecież zawsze wszędzie chodziłam pieszo. A tu na wydział mam 6 km, więc nie ma rady, trzeba.
I nie moje jest to zimno... No ale cóż. Chciałam Białystok, to mam.
Powoli odnajduję się w tym mieście pod względem fizycznym. Prawdopodobnie się już raczej nie zgubię, choć nigdy nic nie jest pewne. I prawdopodobnie w końcu nauczę się tej prawniczej łaciny (mówię tak, jakbym jakąkolwiek łacinę wcześniej znała, choć oczywiście tak nie jest).  Przewiduję masakrę na tym przedmiocie. No tak, ale czego ja oczekiwałam... Przecież to podobno drugi wydział prawa w Polsce.
I tylko mówię sobie: spokojnie, Madziu. Spokojnie. Już nie takie rzeczy robiłaś.
Zaraz trzeba wynieść śmieci, wcześniej je posegregować. Ale momencik, najpierw wypada zjeść jak na człowieka przystało. Płatki z Lidla, a jakże! Całkiem niezłe w sumie. Jutro trzeba ogarnąć kartę miejską, znaczy tylko odblokować i podładować legitymacje studencką. Może się wyrobię, wszakże mam 5 godzin przerwy między wykładami.... Nigdy się nie przyzwyczaję do takowych okienek.
Pisanie jakoś stanęło w miejscu i nie chce się ruszyć. I ja nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo ja sama sobie wybaczyć raczej nie mogę.
No i to chyba na tyle.
Buziaki, Słoneczka! :*

wtorek, 18 sierpnia 2015

Coś jest chyba nie tak.

Jak w tytule.
Bo sprawa ma się właśnie tak. Miałam wrócić po maturach, później po jej wynikach, następnie po wynikach rekrutacji. A tu niedługo sierpień się skończy, a mnie jak nie było, tak nie ma. 
Na dobrą metę nie wiem o co chodzi. Bo codziennie jestem uświadamiana, iż czekacie, że macie nadzieję, iż kiedyś tam wrócę w wielkim stylu, jak to zazwyczaj miało miejsce u Wojtka czy Księciunia. A tu trach! Moi Drodzy ( nie zwracam się moje Drogie, bo wiem, że blogi czytają również faceci, o czym jakiś czas temu zostałam dość wybitnie uświadomiona), mojej nieobecności nie zwalam na czynniki zdrowotne, o których pisać nie będę, nie zwalam też na to, że jakiś czas temu wylądowałam z łapą w gipsie, ani na przeprowadzkę do Białegostoku za miesiąc (zakochałam się w Podlasiu, mówię Wam!). Ani na nic, do czego należy zaliczyć wszelkie sprawy osobiste, opiekę nad kociakami i tak dalej. W sumie problem leży chyba w lenistwie. Mówią, iż osoby urodzone w niedzielę takie właśnie są, no ale co ja mam począć na to, że u mnie się to chyba skumulowało, bo na świat przyszłam w Wielką Niedzielę i to w momencie świątecznego śniadania? W chwili, gdy otwieram laptopa, wolę robić milion innych rzeczy. Pisanie schodzi na dalszy plan. Ostatnie co naskrobałam, to kawałek reportażu na konkurs, którego ostatecznie nie wyślę, ponieważ wyszło z tego coś innego, bardzo dziwnego. 
Jakby tego wszystkiego było mało, mam problem z Jaką, konkretniej z szablonem. Chciałam zmienić, a tu błąd. Wiem, wiem. Liczy się przede wszystkim treść, ale literki nie wyglądają zbyt super na jednolitym szarym tle, gdzie nie mogę przez jakieś "errory" dodać nawet głupiego nagłówka. Prawdopodobnie przeniosę wszystko na innego bloga, to jedyne rozsądne rozwiązanie z tejże sytuacji. Zresztą nie wiem. Informatykiem nigdy nie byłam i nie będę. 
I przepraszam, że ostatnio nic nie komentuję, ale wiecie co? Zawsze, kiedy tylko czytałam Wasze cudne opowiadania, byłam w takim nastroju, iż nie mogłam nic sensownegoo napisać. Przepraszam. Obiecuję poprawę, ale moje obietnice kończą się stosunkowo różnie. Mam wielką nadzieję, że się to zmieni. 
No ale dobrze, dość tego użalania się nad sobą. Liczę na poprawę, ale nawet na nią nie mam zbytniej ochoty. Odnoszę też wrażenie, że gdybym właśnie teraz zabrała się do pisania, Jakuś by poparzył się śmiertelnie patelnią w swoim krakowskim mieszkanku, a Rozalii pękłoby serce z rozpaczy, gdyż u Kamila wystąpiłyby poważne komplikacje, tak zupełnym przypadkiem. To wiecie co? Ja wolę jednak nie ryzykować na chwilę obecną i kryzys po prostu przeczekać. 
Bo w końcu, kto by chciał stracić wszystkich swoich bohaterów wyłącznie przez swoje zachcianki? 

sobota, 11 lipca 2015

Uff.

Informuję, że ogarnęłam rekrutację na studia (tylko w środę dostarczam niezbędne dokumenty), więc mniej więcej mogę zacząć pisać. No i pochwalę się rzecz jasna.
Pisze do was przyszła pani prokurator, co oznacza, iż dostałam się na prawo. Sama nie wiem jakim bliżej nieokreślonym cudem.
Nie wiem też, kiedy w końcu dopiszę rozdział na Jakusiu czy Idealnych Wadach do końca, ale one będą. Poczekajcie, Skarby jeszcze troszkę, bo obecnie mam pewne problemy zdrowotne, niemniej to też minie.
Także zachowajcie cierpliwość, ja niedługo wrócę! :)
Buziaki, Słoneczka! :*

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Czekając...

Bo widzicie... Czekam.
Teoretycznie rzecz ujmując na wiele rzeczy.
Na wyniki matur, które powinny być za jakąś godzinkę na Internecie.
Na wenę twórczą, bo Jakuś leży prawie nietknięty, a ja obiecałam, iż będę go kontynuować.
I tak ogółem.
A tak właściwie to strasznie się boję tych wyników. Najmniej matematyki, najbardziej rozszerzonego polskiego. Cóż za paradoks... Może ludzie boją się tego, na czym najbardziej im zależy? Wiem, wiem. Filozofuję strasznie, ale nic na to nie mogę niestety poradzić.
Najwyżej będę studiować lingwistykę stosowaną z językiem francuskim i językiem arabskim.
Jednakże kiedy już ogarnę tę nieszczęsną rekrutację, to powrócę do świata żywych na bloggerze. Obiecuję!