czwartek, 20 marca 2014

Masakryczna masakra.

Tak. Madzia uszkodziła sobie nogę. Tak, wiem - jestem ciamajdą, kaleką i tak dalej. Wiem, już to słyszałam.
W szczegóły wypadku się już zagłębiać nie będę, bo mniejsza o nie, w każdym bądź razie nie poszłam do szkoły, bo rano nie mogłam chodzić na amen. Moje przemieszczanie się to coś pomiędzy kuśtykaniem a pełzaniem pod ścianami. Rodzice chcieli do szpitala mnie zawlec, ja powiedziałam, że w żadnym wypadku, bo nie będę z siebie robić idiotki i kretynki, kiedy musiałabym lekarzom powiedzieć, co się stało. No więc.. cierpię sobie w samotności. Znaczy nie, rano obejrzałam sobie kwalifikacje do jutrzejszego konkursu (swoją drogą ta skocznia według mnie jest jakaś dziwna). Później zabrałam się za kserówki z angielskiego na jutro, bo tak - wybieram się do szkoły, gdyż dzisiejszy dzień zaległości mi wystarczy w zupełności. I tak właśnie przed chwilą te kserówki skończyłam (no prawie) i muszę zabrać się za czytanie historii. Dobrze w sumie, że nic pisemnego z niej nie zadała, wiem, bo dla pewności pytałam kilka osób. No i tylko później jakiś tekst z polskiego przeczytać. Chyba omawiałam go w gimnazjum jakoś. Mniejsza o to zresztą.
Co do pisania to nic się nie zmieniło, nadal nie mam nic. Oprócz jednego czegoś, co nie idzie do publikacji, wybaczcie.
I to by było na tyle. Reformacjo i kontrreformacjo w Polsce - przybywam!

środa, 12 marca 2014

Zgubiłam jedyny długopis. Prawdopodobnie pochłonęła go historia.

Tak jak sama nazwa wskazuje.
Za nic nie wiem, gdzie jest mój długopis. No normalnie zaraz szlag jasny mnie trafi. Jutro mam kartkówkę z historii, ale umiem. Jak mnie dziś jeszcze nauczycielka na fakultetach pytała - wszystko jej powiedziałam, więc jestem z siebie chyba dumna. No zobaczymy jutro.
Ja to ogółem rzecz ujmując to mam farta. Nie ma to jak zebrać opieprz na przyrodzie za Kogoś. Mam za dobre serce chyba.
I na dodatek na francuskim pytała mnie już czwarty raz w tym roku szkolnym. No ja dziękuję (tym bardziej, iż dostałam takie zadania, że pozostawię to bez komentarza). No dobra, dostałam 4+, ale bynajmniej to nie jest ocena, która by mnie satysfakcjonowała z tego przedmiotu. Ja się pytam, gdzie jest sprawiedliwość, skoro niektórzy nie odpowiadali ani razu.
I miałam to wypracowanie z wosu. I coś napisałam. Ale to w sumie było lanie wody, choć temat nie był aż taki tragiczny.
A na wykładach to już w ogóle.
Wyszłam z nich wcześniej, mniej więcej w połowie. Moje serce zaczęło mi wariować, wolałam nie ryzykować, wiedząc, iż jest coraz gorzej. Wróciłam wcześniejszym autobusem, odrobiłam polski, odrobiłam historię. Powinnam się uczyć z angielskiego na zaległy sprawdzian, który będę pisać w piątek. Zamiast tego stwierdzam, iż nie mam już siły. I oglądam serial. Ot co.
I jutro idziemy do kina jeszcze. Nie chce mi się. Ja chcę wcześnie do domu. Na kwalifikacje.
Ta.
Marzenie ściętej głowy.

wtorek, 11 marca 2014

Szczerze.

Taaak.
W najbliższym czasie nie będzie ode mnie niestety nic. Szkoła daje popalić, z domu wychodzę o szóstej rano, wracam o dwudziestej. Jest ciężko - nie będę Was oszukiwać. Nawet nie mam chwili, by pomyśleć o fabule do czegokolwiek, nie mówiąc już o napisaniu tego czegoś.
Powinnam się właśnie uczyć do wypracowania klasowego z wosu, które mam nie kiedy indziej jak jutro. I nie umiem nic. Przynajmniej z takowego właśnie założenia wychodzę. Liczę tylko na moje umiejętności pisarskie, choć co mi one pomogą, skoro nie znam jeszcze faktów? No właśnie, wiem, wiem, że nic.
Jeszcze w czwartek mam kartkówkę z historii, choć to na nią umiem, a w piątek muszę napisać sprawdzian z angielskiego. Żyć nie umierać.
Reasumując, nie wiem, kiedy cokolwiek mojego się pojawi. Przepraszam.

sobota, 8 marca 2014

Nie mogę niczego obiecać.

Zakładam tego bloga, by Was informować o tym, czy warto czekać na cokolwiek mego autorstwa i po to, byście znali ewentualne powody mych decyzji.
W chwili obecnej sprawy przedstawiają się następująco: jutro dodaję kolejne wspomnienie na pamiętnik. I niestety jest to ostatnie z mojego zapasu. Więcej nie mam.
Miałam pisać, ale okazało się, że wcześniej zaczął mi się kurs na prawko. No i tak jakoś wyszło, że nie mam już czasu na nic.
Jeszcze na dodatek jestem chora. Łeb mnie boli, widzę milion osi x i y w zeszycie od matematyki zamiast dwóch. Elegancko. Świetnie.
Co do innych opowiadań - prawdopodobnie kiedyś coś naskrobię. Kiedyś = zapewne po zdanym egzaminie.
Choć nie wiem. Bo nie mam do tego jakoś serca. Już nie. Chyba.
Zobaczymy.
Bo jeszcze mój norweski, francuski...

No.
Będę tu pisać co jakiś czas, by pokazać Wam, że jeszcze żyję.

A teraz ze spraw, które nie są związane z mą twórczością:
Bo wielbłądy są durne. I beznadziejne.
Ot co.

Niektórzy pewnie widzieli już to coś na moim opisie na gg.
Tłumaczyć sensu nie będę, nie chce mi się.
I nawet nie mam ochoty.

Jeśli ogółem coś chcecie o mnie wiedzieć, czy chcecie, bym napisała coś o sobie  - mówcie w komentarzach.

A!
Dziękuję za nominacje do "Liebster Award" na moich opowiadaniach, ale już nie biorę w tym udziału.

To by było na tyle, wracam do matematyki.