piątek, 16 października 2015

Nieoceniony talent.

Tak, nieoceniony talent Madzi.
Spanie.
Bo wytłumaczcie mi, jak może budzik nie zadzwonić akurat wtedy, kiedy trzeba? W tym przypadku akurat sprawa ma się poważnie. Bo nie pojechałam tym samym na łacińską terminologię prawniczą. Kurczę. A nie można mieć żadnej nieobecności, a jeśli takowa się zdarzy, trzeba iść na dyżur. Już mi się robi słabo na samą myśl, ale cóż. Nic nie poradzę. Jak trzeba, to trzeba i już.
Ale w sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - pojadę sobie do domu, bus jest o godzinie 15:50 bodajże. I mam ogromną nadzieję, iż dojedzie do Siedlec na podaną w rozkładzie 18:28, a może nawet wcześniej, bo ostatni autobus do domu mam o 18:30. Fantastycznie, nie?
I pójdę sobie na grzyby.
I pouczę się łaciny znowu. Tylko łaciny. Samej łaciny. Nic innego nie zabieram.
A przy okazji z domu zgarnę sobie Konstytucję, która jest mi potrzebna na Prawo międzynarodowe publiczne.
W gruncie rzeczy mogłabym teraz zacząć pisać esej na doktryny polityczno-prawne. Ja Wam mówię. Wygram ten konkurs i będę zwolniona z egzaminu. Chociaż jednego. Bo reszta zapowiada się bardzo kolorowo... A wf w szczególności, ale to lepiej przemilczę :D
Dobra, to by było na tyle, jeśli chodzi o żalenie się Madzi.
Buziaki, słoneczka moje! :*

niedziela, 4 października 2015

Rozpoczynając studia...

Kto mieszkał w akademiku, ten mniej więcej wie, jak to wygląda. Bo właśnie Wasza Madzia w takowym miejscu jest. I niby nie mam się zbytnio na co skarżyć. Niby standard pokoju jest fajny, niby każdy ma oddzielną łazienkę a jedynie wspólną kuchnię... I niby fajna współlokatorka. Dobrze, że w kolejce się zgadałyśmy, bo mogłoby trafić dużo gorzej, naprawdę. Ale wiecie co? To jest jakieś takie.... Nie moje no. Kompletnie nie moje.
Niby cisza nocna, a na korytarzu śmiechy. Spać nie można, za oknem hałasy, bo ruchliwa droga. Kurcze... Tylko dwie cerkwie widać z jednego okna. Poważnie.
Nie moje jest też to całe przemieszczanie się komunikacją miejską. Przecież zawsze wszędzie chodziłam pieszo. A tu na wydział mam 6 km, więc nie ma rady, trzeba.
I nie moje jest to zimno... No ale cóż. Chciałam Białystok, to mam.
Powoli odnajduję się w tym mieście pod względem fizycznym. Prawdopodobnie się już raczej nie zgubię, choć nigdy nic nie jest pewne. I prawdopodobnie w końcu nauczę się tej prawniczej łaciny (mówię tak, jakbym jakąkolwiek łacinę wcześniej znała, choć oczywiście tak nie jest).  Przewiduję masakrę na tym przedmiocie. No tak, ale czego ja oczekiwałam... Przecież to podobno drugi wydział prawa w Polsce.
I tylko mówię sobie: spokojnie, Madziu. Spokojnie. Już nie takie rzeczy robiłaś.
Zaraz trzeba wynieść śmieci, wcześniej je posegregować. Ale momencik, najpierw wypada zjeść jak na człowieka przystało. Płatki z Lidla, a jakże! Całkiem niezłe w sumie. Jutro trzeba ogarnąć kartę miejską, znaczy tylko odblokować i podładować legitymacje studencką. Może się wyrobię, wszakże mam 5 godzin przerwy między wykładami.... Nigdy się nie przyzwyczaję do takowych okienek.
Pisanie jakoś stanęło w miejscu i nie chce się ruszyć. I ja nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo ja sama sobie wybaczyć raczej nie mogę.
No i to chyba na tyle.
Buziaki, Słoneczka! :*