To jest cholera całkowicie wszystko bez sensu kompletnego.
Bo wyobraźcie sobie, że Madzia już siedzi nad epoką napoleońską, którą jutro na pierwsze dwie lekcje musze mieć w małym paluszku.
No ale nie idę na te historie, bo mam egzamin na prawko. No co no.. wiem, że zaczęłam dawno temu, ale miałam długą przerwę spowodowaną odnowioną kontuzją lewej stopy. Jutro idę bez większego przekonania, że zdam. Serio.
I wszystko mi się popieprzyło. Wszystko. Kompletnie. Niby mam pół rozdziału na Idealne Wady, ale nie mam czasu go skończyć. W piątek, kociaki. Wtedy skończę. Obiecuję.
To tylko tyle, bo chciałam wam tylko to powiedzieć.
poniedziałek, 1 września 2014
niedziela, 29 czerwca 2014
Wakacje?
Nie obiecuję niczego, jeśli chodzi o moje komedie. Naprawdę. Znaczy chcę trochę rzeczy pokończyć, ale jakoś nic mi nie idzie. Księciunia mam pół. No może trochę więcej. Co z tego, skoro nie potrafię dopisać tych kilku składnych zdań, by opublikować rozdział?
Jakoś to nie jest to samo, co wcześniej. Nie potrafię chyba tego pisać. Coś odeszło, przeszło, wróci, nie wróci - nieważne. Męczę się tylko na tym opowiadaniu, coraz częściej myślę, by to rzucić, ale odzywa się moja ambicja, która podpowiada mi, że przecież muszę to skończyć. Dla tych wszystkich ludzi, którzy to czytają.
Byłam pewna, że jeśli będę miała jakąś odskocznię od tych porąbanych opowiadań, to prędzej mi to pójdzie, ale utknęłam na etapie: " napiszę kolejną wadę". (kto czyta idealne wady, ten wie, o czym mówię). Tylko tam bym siedziała, na niczym więcej.
Nie wiem. Niby rok szkolny się skończył, ale ja nadal siedzę nad podręcznikami (dziwna jestem, co?). Od nowa przerabiam całą historię, wos, matmę, idę dalej z francuskim, a grubości moich lektur - delikatnie mówiąc - nieco mnie przerażają.
Jeśli zdarzy się szeroko pojęty cud - skończę coś w lipcu, pewnie Julkę. Jeśli zdarzy się drugi cud - przez wakacje wymęczę Najwyższego. Jeśli utknę na takim właśnie etapie, kolejny rok szkolny będzie polegał na tym, że Angelę i Jakę zawieszam na czas nauki (wrócę tam po maturach), a jestem obecna na jakiś czas tylko na Idealnych Wadach u Rozalii i Kamila. Musicie mi to niestety wybaczyć.
Jakoś to nie jest to samo, co wcześniej. Nie potrafię chyba tego pisać. Coś odeszło, przeszło, wróci, nie wróci - nieważne. Męczę się tylko na tym opowiadaniu, coraz częściej myślę, by to rzucić, ale odzywa się moja ambicja, która podpowiada mi, że przecież muszę to skończyć. Dla tych wszystkich ludzi, którzy to czytają.
Byłam pewna, że jeśli będę miała jakąś odskocznię od tych porąbanych opowiadań, to prędzej mi to pójdzie, ale utknęłam na etapie: " napiszę kolejną wadę". (kto czyta idealne wady, ten wie, o czym mówię). Tylko tam bym siedziała, na niczym więcej.
Nie wiem. Niby rok szkolny się skończył, ale ja nadal siedzę nad podręcznikami (dziwna jestem, co?). Od nowa przerabiam całą historię, wos, matmę, idę dalej z francuskim, a grubości moich lektur - delikatnie mówiąc - nieco mnie przerażają.
Jeśli zdarzy się szeroko pojęty cud - skończę coś w lipcu, pewnie Julkę. Jeśli zdarzy się drugi cud - przez wakacje wymęczę Najwyższego. Jeśli utknę na takim właśnie etapie, kolejny rok szkolny będzie polegał na tym, że Angelę i Jakę zawieszam na czas nauki (wrócę tam po maturach), a jestem obecna na jakiś czas tylko na Idealnych Wadach u Rozalii i Kamila. Musicie mi to niestety wybaczyć.
niedziela, 4 maja 2014
Chyba próba wyjaśnienia...
Wchodzę sobie na Księcia, patrzę, że mam pytanie, kiedy kolejny rozdział, więc czuję się w obowiązku wyjaśnić, Wam, słoneczka moje najdroższe, dlaczego tej siedemnastki bodajże tam jeszcze nie ma po praktycznie miesiącu nieobecności.
Brak weny? Może i.
Brak czasu? Na pewno.
Nie chce mi się? Oczywiście.
Nie mam siły? Ah, tak.
Ogółem mam bardzo długą majówkę. Bo matury. I to nie tylko do środy, tylko do piątku, bo u nas dużo osób pisze rozszerzenia, więc cały tydzień wolnego jest, ale ogółem rzecz ujmując to mam więcej zajęć niż normalnie. Bo do jutra muszę wszystko szkolne ogarnąć, we wtorek mam jazdy, w środę też, ale to tak, że rano jadę, a bardzo późnym popołudniem mogę wrócić dopiero. W czwartek jadę do lekarza - też cały dzień zawalony. W piątek i sobotę muszę jechać do cioci pomagać przed niedzielną komunią mojej kuzynki nieletniej, więc no cóż. Też nici z pisania. A sama niedziela to komunia.
Ręce mi opadają.
I ogółem co się ostatnio porobiło...
I tak resumując, to mam nadzieję, iż mi wybaczacie te me postoje pisarskie. Ale ruszył pamiętnik, który mam zamiar zakończyć w bliższej przyszłości, więc tam zapraszam serdecznie.
Brak weny? Może i.
Brak czasu? Na pewno.
Nie chce mi się? Oczywiście.
Nie mam siły? Ah, tak.
Ogółem mam bardzo długą majówkę. Bo matury. I to nie tylko do środy, tylko do piątku, bo u nas dużo osób pisze rozszerzenia, więc cały tydzień wolnego jest, ale ogółem rzecz ujmując to mam więcej zajęć niż normalnie. Bo do jutra muszę wszystko szkolne ogarnąć, we wtorek mam jazdy, w środę też, ale to tak, że rano jadę, a bardzo późnym popołudniem mogę wrócić dopiero. W czwartek jadę do lekarza - też cały dzień zawalony. W piątek i sobotę muszę jechać do cioci pomagać przed niedzielną komunią mojej kuzynki nieletniej, więc no cóż. Też nici z pisania. A sama niedziela to komunia.
Ręce mi opadają.
I tak resumując, to mam nadzieję, iż mi wybaczacie te me postoje pisarskie. Ale ruszył pamiętnik, który mam zamiar zakończyć w bliższej przyszłości, więc tam zapraszam serdecznie.
czwartek, 20 marca 2014
Masakryczna masakra.
Tak. Madzia uszkodziła sobie nogę. Tak, wiem - jestem ciamajdą, kaleką i tak dalej. Wiem, już to słyszałam.
W szczegóły wypadku się już zagłębiać nie będę, bo mniejsza o nie, w każdym bądź razie nie poszłam do szkoły, bo rano nie mogłam chodzić na amen. Moje przemieszczanie się to coś pomiędzy kuśtykaniem a pełzaniem pod ścianami. Rodzice chcieli do szpitala mnie zawlec, ja powiedziałam, że w żadnym wypadku, bo nie będę z siebie robić idiotki i kretynki, kiedy musiałabym lekarzom powiedzieć, co się stało. No więc.. cierpię sobie w samotności. Znaczy nie, rano obejrzałam sobie kwalifikacje do jutrzejszego konkursu (swoją drogą ta skocznia według mnie jest jakaś dziwna). Później zabrałam się za kserówki z angielskiego na jutro, bo tak - wybieram się do szkoły, gdyż dzisiejszy dzień zaległości mi wystarczy w zupełności. I tak właśnie przed chwilą te kserówki skończyłam(no prawie) i muszę zabrać się za czytanie historii. Dobrze w sumie, że nic pisemnego z niej nie zadała, wiem, bo dla pewności pytałam kilka osób. No i tylko później jakiś tekst z polskiego przeczytać. Chyba omawiałam go w gimnazjum jakoś. Mniejsza o to zresztą.
Co do pisania to nic się nie zmieniło, nadal nie mam nic. Oprócz jednego czegoś, co nie idzie do publikacji, wybaczcie.
I to by było na tyle. Reformacjo i kontrreformacjo w Polsce - przybywam!
W szczegóły wypadku się już zagłębiać nie będę, bo mniejsza o nie, w każdym bądź razie nie poszłam do szkoły, bo rano nie mogłam chodzić na amen. Moje przemieszczanie się to coś pomiędzy kuśtykaniem a pełzaniem pod ścianami. Rodzice chcieli do szpitala mnie zawlec, ja powiedziałam, że w żadnym wypadku, bo nie będę z siebie robić idiotki i kretynki, kiedy musiałabym lekarzom powiedzieć, co się stało. No więc.. cierpię sobie w samotności. Znaczy nie, rano obejrzałam sobie kwalifikacje do jutrzejszego konkursu (swoją drogą ta skocznia według mnie jest jakaś dziwna). Później zabrałam się za kserówki z angielskiego na jutro, bo tak - wybieram się do szkoły, gdyż dzisiejszy dzień zaległości mi wystarczy w zupełności. I tak właśnie przed chwilą te kserówki skończyłam
Co do pisania to nic się nie zmieniło, nadal nie mam nic. Oprócz jednego czegoś, co nie idzie do publikacji, wybaczcie.
I to by było na tyle. Reformacjo i kontrreformacjo w Polsce - przybywam!
środa, 12 marca 2014
Zgubiłam jedyny długopis. Prawdopodobnie pochłonęła go historia.
Tak jak sama nazwa wskazuje.
Za nic nie wiem, gdzie jest mój długopis. No normalnie zaraz szlag jasny mnie trafi. Jutro mam kartkówkę z historii, ale umiem. Jak mnie dziś jeszcze nauczycielka na fakultetach pytała - wszystko jej powiedziałam, więc jestem z siebie chyba dumna. No zobaczymy jutro.
Ja to ogółem rzecz ujmując to mam farta. Nie ma to jak zebrać opieprz na przyrodzie za Kogoś. Mam za dobre serce chyba.
I na dodatek na francuskim pytała mnie już czwarty raz w tym roku szkolnym. No ja dziękuję (tym bardziej, iż dostałam takie zadania, że pozostawię to bez komentarza). No dobra, dostałam 4+, ale bynajmniej to nie jest ocena, która by mnie satysfakcjonowała z tego przedmiotu. Ja się pytam, gdzie jest sprawiedliwość, skoro niektórzy nie odpowiadali ani razu.
I miałam to wypracowanie z wosu. I coś napisałam. Ale to w sumie było lanie wody, choć temat nie był aż taki tragiczny.
A na wykładach to już w ogóle.
Wyszłam z nich wcześniej, mniej więcej w połowie. Moje serce zaczęło mi wariować, wolałam nie ryzykować, wiedząc, iż jest coraz gorzej. Wróciłam wcześniejszym autobusem, odrobiłam polski, odrobiłam historię. Powinnam się uczyć z angielskiego na zaległy sprawdzian, który będę pisać w piątek. Zamiast tego stwierdzam, iż nie mam już siły. I oglądam serial. Ot co.
I jutro idziemy do kina jeszcze. Nie chce mi się. Ja chcę wcześnie do domu. Na kwalifikacje.
Ta.
Marzenie ściętej głowy.
Za nic nie wiem, gdzie jest mój długopis. No normalnie zaraz szlag jasny mnie trafi. Jutro mam kartkówkę z historii, ale umiem. Jak mnie dziś jeszcze nauczycielka na fakultetach pytała - wszystko jej powiedziałam, więc jestem z siebie chyba dumna. No zobaczymy jutro.
Ja to ogółem rzecz ujmując to mam farta. Nie ma to jak zebrać opieprz na przyrodzie za Kogoś. Mam za dobre serce chyba.
I na dodatek na francuskim pytała mnie już czwarty raz w tym roku szkolnym. No ja dziękuję (tym bardziej, iż dostałam takie zadania, że pozostawię to bez komentarza). No dobra, dostałam 4+, ale bynajmniej to nie jest ocena, która by mnie satysfakcjonowała z tego przedmiotu. Ja się pytam, gdzie jest sprawiedliwość, skoro niektórzy nie odpowiadali ani razu.
I miałam to wypracowanie z wosu. I coś napisałam. Ale to w sumie było lanie wody, choć temat nie był aż taki tragiczny.
A na wykładach to już w ogóle.
Wyszłam z nich wcześniej, mniej więcej w połowie. Moje serce zaczęło mi wariować, wolałam nie ryzykować, wiedząc, iż jest coraz gorzej. Wróciłam wcześniejszym autobusem, odrobiłam polski, odrobiłam historię. Powinnam się uczyć z angielskiego na zaległy sprawdzian, który będę pisać w piątek. Zamiast tego stwierdzam, iż nie mam już siły. I oglądam serial. Ot co.
I jutro idziemy do kina jeszcze. Nie chce mi się. Ja chcę wcześnie do domu. Na kwalifikacje.
Ta.
Marzenie ściętej głowy.
wtorek, 11 marca 2014
Szczerze.
Taaak.
W najbliższym czasie nie będzie ode mnie niestety nic. Szkoła daje popalić, z domu wychodzę o szóstej rano, wracam o dwudziestej. Jest ciężko - nie będę Was oszukiwać. Nawet nie mam chwili, by pomyśleć o fabule do czegokolwiek, nie mówiąc już o napisaniu tego czegoś.
Powinnam się właśnie uczyć do wypracowania klasowego z wosu, które mam nie kiedy indziej jak jutro. I nie umiem nic. Przynajmniej z takowego właśnie założenia wychodzę. Liczę tylko na moje umiejętności pisarskie, choć co mi one pomogą, skoro nie znam jeszcze faktów? No właśnie, wiem, wiem, że nic.
Jeszcze w czwartek mam kartkówkę z historii, choć to na nią umiem, a w piątek muszę napisać sprawdzian z angielskiego. Żyć nie umierać.
Reasumując, nie wiem, kiedy cokolwiek mojego się pojawi. Przepraszam.
W najbliższym czasie nie będzie ode mnie niestety nic. Szkoła daje popalić, z domu wychodzę o szóstej rano, wracam o dwudziestej. Jest ciężko - nie będę Was oszukiwać. Nawet nie mam chwili, by pomyśleć o fabule do czegokolwiek, nie mówiąc już o napisaniu tego czegoś.
Powinnam się właśnie uczyć do wypracowania klasowego z wosu, które mam nie kiedy indziej jak jutro. I nie umiem nic. Przynajmniej z takowego właśnie założenia wychodzę. Liczę tylko na moje umiejętności pisarskie, choć co mi one pomogą, skoro nie znam jeszcze faktów? No właśnie, wiem, wiem, że nic.
Jeszcze w czwartek mam kartkówkę z historii, choć to na nią umiem, a w piątek muszę napisać sprawdzian z angielskiego. Żyć nie umierać.
Reasumując, nie wiem, kiedy cokolwiek mojego się pojawi. Przepraszam.
sobota, 8 marca 2014
Nie mogę niczego obiecać.
Zakładam tego bloga, by Was informować o tym, czy warto czekać na cokolwiek mego autorstwa i po to, byście znali ewentualne powody mych decyzji.
W chwili obecnej sprawy przedstawiają się następująco: jutro dodaję kolejne wspomnienie na pamiętnik. I niestety jest to ostatnie z mojego zapasu. Więcej nie mam.
Miałam pisać, ale okazało się, że wcześniej zaczął mi się kurs na prawko. No i tak jakoś wyszło, że nie mam już czasu na nic.
Jeszcze na dodatek jestem chora. Łeb mnie boli, widzę milion osi x i y w zeszycie od matematyki zamiast dwóch. Elegancko. Świetnie.
Co do innych opowiadań - prawdopodobnie kiedyś coś naskrobię. Kiedyś = zapewne po zdanym egzaminie.
Choć nie wiem. Bo nie mam do tego jakoś serca. Już nie. Chyba.
Zobaczymy.
Bo jeszcze mój norweski, francuski...
No.
Będę tu pisać co jakiś czas, by pokazać Wam, że jeszcze żyję.
A teraz ze spraw, które nie są związane z mą twórczością:
Bo wielbłądy są durne. I beznadziejne.
Ot co.
Niektórzy pewnie widzieli już to coś na moim opisie na gg.
Tłumaczyć sensu nie będę, nie chce mi się.
I nawet nie mam ochoty.
Jeśli ogółem coś chcecie o mnie wiedzieć, czy chcecie, bym napisała coś o sobie - mówcie w komentarzach.
A!
Dziękuję za nominacje do "Liebster Award" na moich opowiadaniach, ale już nie biorę w tym udziału.
To by było na tyle, wracam do matematyki.
W chwili obecnej sprawy przedstawiają się następująco: jutro dodaję kolejne wspomnienie na pamiętnik. I niestety jest to ostatnie z mojego zapasu. Więcej nie mam.
Miałam pisać, ale okazało się, że wcześniej zaczął mi się kurs na prawko. No i tak jakoś wyszło, że nie mam już czasu na nic.
Jeszcze na dodatek jestem chora. Łeb mnie boli, widzę milion osi x i y w zeszycie od matematyki zamiast dwóch. Elegancko. Świetnie.
Co do innych opowiadań - prawdopodobnie kiedyś coś naskrobię. Kiedyś = zapewne po zdanym egzaminie.
Choć nie wiem. Bo nie mam do tego jakoś serca. Już nie. Chyba.
Zobaczymy.
Bo jeszcze mój norweski, francuski...
No.
Będę tu pisać co jakiś czas, by pokazać Wam, że jeszcze żyję.
A teraz ze spraw, które nie są związane z mą twórczością:
Bo wielbłądy są durne. I beznadziejne.
Ot co.
Niektórzy pewnie widzieli już to coś na moim opisie na gg.
Tłumaczyć sensu nie będę, nie chce mi się.
I nawet nie mam ochoty.
Jeśli ogółem coś chcecie o mnie wiedzieć, czy chcecie, bym napisała coś o sobie - mówcie w komentarzach.
A!
Dziękuję za nominacje do "Liebster Award" na moich opowiadaniach, ale już nie biorę w tym udziału.
To by było na tyle, wracam do matematyki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)