Tak jak sama nazwa wskazuje.
Za nic nie wiem, gdzie jest mój długopis. No normalnie zaraz szlag jasny mnie trafi. Jutro mam kartkówkę z historii, ale umiem. Jak mnie dziś jeszcze nauczycielka na fakultetach pytała - wszystko jej powiedziałam, więc jestem z siebie chyba dumna. No zobaczymy jutro.
Ja to ogółem rzecz ujmując to mam farta. Nie ma to jak zebrać opieprz na przyrodzie za Kogoś. Mam za dobre serce chyba.
I na dodatek na francuskim pytała mnie już czwarty raz w tym roku szkolnym. No ja dziękuję (tym bardziej, iż dostałam takie zadania, że pozostawię to bez komentarza). No dobra, dostałam 4+, ale bynajmniej to nie jest ocena, która by mnie satysfakcjonowała z tego przedmiotu. Ja się pytam, gdzie jest sprawiedliwość, skoro niektórzy nie odpowiadali ani razu.
I miałam to wypracowanie z wosu. I coś napisałam. Ale to w sumie było lanie wody, choć temat nie był aż taki tragiczny.
A na wykładach to już w ogóle.
Wyszłam z nich wcześniej, mniej więcej w połowie. Moje serce zaczęło mi wariować, wolałam nie ryzykować, wiedząc, iż jest coraz gorzej. Wróciłam wcześniejszym autobusem, odrobiłam polski, odrobiłam historię. Powinnam się uczyć z angielskiego na zaległy sprawdzian, który będę pisać w piątek. Zamiast tego stwierdzam, iż nie mam już siły. I oglądam serial. Ot co.
I jutro idziemy do kina jeszcze. Nie chce mi się. Ja chcę wcześnie do domu. Na kwalifikacje.
Ta.
Marzenie ściętej głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz